Od premiery pierwszego filmu minął zaledwie rok, a w japońskich kinach pojawiła się część druga. „Godzilla Raids Again” nie powtórzyła sukcesu pierwszej części, ale nie była też porażką. Pora przyjrzeć się temu co działo się przy produkcji, a także o czym był ten film.
Po sukcesie Godzilli producent filmu, Iwao Mori, zorganizował mały bankiet na uczczenie ustanowionego rekordu liczby osób odwiedzających japońskie kina. Rzeczywistość przerosła najśmielsze oczekiwania TOHO. Nie jest więc niczym dziwnym, że podczas właśnie tej uroczystości Mori podrzucił Tomoyuki Tanace pomysł na stworzenie sequela. W recenzjach, zarówno z okresu premiery jak i nowszych, często pojawia się zarzut że film był kręcony zbyt szybko. Cóż, opinie te nie są bezpodstawne, gdyż w istocie tak właśnie było.
Lata 1954 – 1955 były rokiem potworów siejących spustoszenie. Poza japońskim królem, do kin trafiły amerykańskie „Them!” o gigantycznych mrówkach siejących zniszczenie w Los Angeles, „Tarantula” o polującym na ludzi pająku czy „It Came From Beneath the Sea” z ośmiornicą w roli głównej. Po części na pewno na ten wysyp wpływ miał sukces Japończyków, jednak mało kto mógł podejrzewać, że filmy te staną się inspiracją dla kolejnych części Godzilli. Pomimo wkładu Ishiro Hondy w produkcję, Mori stwierdził, że bardziej pasuje on do filmów skupiających się na międzyludzkich relacjach, niż olbrzymich potworów, odsuwając go od sequelu. Chciano więcej akcji i więcej bestii!
Reżyserią części drugiej zajął się Motoyoshi Oda
Honda zareagował tak, jak spodziewały się władzę TOHO – z pokorą. Przyjął sugestie studia i zajął się tym czego od niego oczekiwano, co skutkowało nakręceniem melodramatu „Love Tide”. Nawet gdy „Godzilla: King of the Monsters” z amerykańskimi poprawkami został wyświetlony w japońskich kinach, i reklamowany sloganem „Sto razy bardziej interesujący niż oryginał!”, przyjął to spokojnie. Reżyserie powierzono Motoyoshiemu Odzie, który pomimo tego że nie znajdował się wśród „trzech kruków”, to również uczył się fachu pod okiem Kajiro Yamamoto. Tworzył on kilka filmów w ciągu każdego roku od dłuższego czasu, będąc dla TOHO maszynką do zarabiania pieniędzy – nie dziwi więc jego wybór przez studio. Co kluczowe jednak, zawsze wyrabiał się z powierzonym mu terminem.
Przy produkcji brakło również Akiry Ifukubiego, odpowiedzialnego za ścieżkę dźwiękową oryginału. Mało kto zdawał sobie w tym czasie sprawę, jak ważnym elementem całości była tworzona przez niego muzyka i jak wielki miała wpływ na całościowy sukces produkcji. Cóż, Akirze cała sytuacja była na rękę, gdyż był wtedy zaangażowany w produkcję innych filmów. Na jego miejsce postanowiono zatrudnić Masaru Sato. Okazał się trafnym wyborem i muzyk jeszcze nie raz będzie pracował przy filmach z serii, a jego utwory charakteryzują się znacznie „lżejszym” brzmieniem niż wcześniejsze dzieła Akiry.
Wiedziałem, że nie mogę tworzyć tego samego co pan Ifukube, musiałem postawić na coś unikalnego.
Masaru Sato
Scenariusz, podobnie jak w przypadku pierwszej części Godzilli, był oparty na pracy Shigeru Kayamy
Za napisanie scenariusza odpowiadał duet Takeo Murata oraz Shigeki Hidaka, a całość ponownie oparto na twórczości Shigeru Kayamy. Główną ideą było skupienie fabuły znacznie bardziej na zwykłych osobach, które każdy Japończyk mógł spotkać w swoim codziennym życiu, a nie figurach wręcz abstrakcyjnych jak wysoko postawieni wojskowi czy genialni naukowcy. W taki też sposób głównymi ludzkimi bohaterami zostali Shoichi Tsukioka (grany przez Hiroshi Koizumi ) oraz Koji Kobayashi (w tej roli Minoru Chiaki) – piloci samolotów, pracujący dla firmy zajmującej się połowami ryb. Podczas jednej z misji wywiadowczych natrafiają oni na dwa walczące ze sobą monstra – Godzillę i czworonożnego Anguirusa.
Pojawiający się w tym filmie król potworów jest jego kolejną generacją, jako że poprzednik zginął w części pierwszej, ale znany jest już pilotom. Natomiast jego rywal pozostaje nowością, tak dla bohaterów, jak i widzów. Jeśli chodzi o umiejętności Godzilli 2.0 to nie zaprezentowano tutaj nic nowego – jest to nadal radioaktywny oddech i wielkie rozmiary. Zabrakło natomiast świecących płyt grzbietowych. Mamy również pierwsze oznaki pośpiechu przy realizacji sequela. Całość walki rozgrywa się bowiem w studiu filmowym, co niestety widać po maleńkich rozmiarów wyspie. Strój potwora natomiast uległ zmianom, poza tymi widocznymi na pierwszy rzut oka w wyglądzie, znacznie go również odchudzono. Był też elastyczniejszy, pozwalając na łatwiejsze kręcenie scen walki.
Strój w tej części nosił nazwę „Gyakushu Goji” co można tłumaczyć na „Kontratak Godzilli”
Głowa potwora była zauważalnie mniejsza niż u poprzednika, wyposażono ją też w ruchome oczy. Podobnie jak w pierwszym filmie, również tutaj stworzono pacynki do zbliżeń. Kto jednak miał wcielić się w rolę potworów? W przypadku Godzilli nie było zaskoczenia – rolę ponownie powierzono Haruo Nakajimie, co tylko wzmocniło jego pozycję, gdy wybierano obsadę kolejnych filmów. Potrzebny był jednak jeszcze ktoś, sceny walki nie mogły być bowiem realizowane przy pustym stroju jednego z dwóch potworów. Rolę Anguirusa powierzono Tezuce, pomimo tego że w pierwszej części niezbyt dawał sobie radę. Decyzja ta była motywowana dużo niższą wagą stroju i jego elastycznością, oraz tym, że poza Nakajimą był on jedyną osobą mającą jakiekolwiek doświadczenie w tego typu roli.
Pierwsza scena walki potworów kończy się ich upadkiem do oceanu. Niestety ponownie praca w strojach nie należała do prostych. Gumowe kostiumy unosiły się na wodzie, a oboje aktorów musiało być w nich obecnych. Pomimo tego, że stroje były znacząco odchudzone w stosunku do części pierwszej, nie znaczy że były na tyle lekkie, aby Nakajima i Tezuka nie mieli problemów z samodzielnym wyjściem z wody. Więc aby się nie potopili, przydzielono do wynoszenia ich z wody cały zastęp osób-pomiagierów.
Scena walki Godzilli i Anguirusa była pierwszym pojedynkiem „Kaiju” w historii kina
Gdy piloci wracają do bazy, dają znać władzom co widzieli. Nasz nowy potwór zostaje, za pomocą książki o dinozaurach, zidentyfikowany jako gigantyczna bestia wybudzona z uśpienia przez testy nuklearne. Według niej, potwór charakteryzuje się niesamowitym wręcz poziomem agresywności i brutalności. Kostiumy ponownie były stworzone przez braci Yagi, a według wywiadów z nimi przeprowadzonych, strój Anguirusa miał mieć kolor jasnej zieleni, czego z oczywistych względów na filmie nie widać (można to jednak zaobserwować na plakatach promujących film). Był to też ostatni film z serii, który wyprodukowano w wersji czarno-białej. Co ciekawe, kolczasty pancerz czworonoga początkowo miał być dzielony na dwie części, niczym pokrywy skrzydeł u chrząszcza, co widać na materiałach zapowiadających film, niektórych plakatach go promujących jak i w scenie walki w porcie Osaki. Zrezygnowano jednak z tego, jako że tak skonstruowany pancerz miał tendencję do odpadania – został więc na stałe połączony z resztą stroju za pomocą kleju.
Kolczasta pokrywa miała też inną wadę, mianowicie była niezwykle ciężka – można śmiało powiedzieć, że Tezuka miał w tym filmie znacznie trudniejszą rolę niż Nakajima. Pewien niepokój mogły budzić same kolce, szczególnie dla aktorów. Jednak faktycznych powodów do strachu nie było, gdyż wykonano je z masy papierowej oraz pokryto „gumową” farbą, przez co były całkowicie niegroźne, ale też łatwe do uszkodzenia. W przypadku tego potwora również stworzono mniejszą, pacynkową wersje i zupełnie tak jak u Godzilli, widać kiedy pojawia się na ekranie. Jeśli chodzi natomiast o umiejętności, Anguirus początkowo miał używać „atomowego oddechu” jak jego przeciwnik, jednak pomysł ten porzucono. Postawiono tutaj na „ultrasoniczny ryk”, który można zauważyć podczas scen walki w Osace, gdzie uszkadza on mury zamku. Dźwięk samego ryku został stworzony za pomocą saksofonu.
Kukiełki stworzone na potrzeby zbliżeń niestety odbiegają znacząco wyglądem od oryginalnych strojów
Jak wspomniano wcześniej, Anguirus zostaje zidentyfikowany za pomocą książki – jest to rzeczywiście istniejąca „The Dinosaur Book” napisana przez Edwina Colberta i wydana w 1945 roku. Pomocą wojsku służy znany nam z pierwszej części doktor Yamane, ponownie grany przez Takashiego Shimurę. Widać tutaj trochę mniej zaangażowania naukowca w całą sytuację – nie wygląda na zbyt przejętego pojawieniem się kolejnego potwora. Nie wynika to jednak ze scenariusza filmu, a z postawy Shimury, który całym filmem nie był szczególnie zainteresowany. Wracając jednak do spotkania naukowca z wojskiem, wygłasza on raczej ponurą prognozę dla ludzkości, sugerując że wraz ze śmiercią Serizawy (naukowiec z pierwszej części) i jego wynalazku, Oxygen Destroyera, nie ma dla ludzkości realnego ratunku przed monstrami. Wspomina on jednak o pewnym ciekawym fakcie – według jego obserwacji, potwory są przyciągane przez mocne źródła światła, zapewne przypominające im wybuchy bomb atomowych, które je przebudziły.
Informacja ta staje się kluczowa. Japońskie Siły Samoobrony postanawiają odciąć całe miasto od prądu, gdy Godzilla zaczyna zbliżać się do Osaki (co ciekawe, tej samej taktyki używano podczas drugiej wojny światowej, chroniąc miasta przed nalotami aliantów). Na spotkanie potwora wysłane zostają samoloty, które zrzucając flary starają się odciągnąć go od miasta. Plan wydaje się działać i bestia zmienia kierunek swojego przemarszu. Jak to jednak bywa, jeśli coś może pójść źle, to zapewne tak się właśnie dzieje. Korzystając z braku prądu i oświetlenia, przewożeni akurat w tym momencie konwojem więźniowie dokonują ucieczki. Nie kończy się ona jednak powodzeniem, a kierowany przez nich skradziony samochód rozbija się w porcie powodując pożar, który zwraca uwagę Godzilli.
Po śmierci Serizawy, szanse na pokonanie potworów wydają się nikłe
Jakby tego było mało, niespodziewanie w mieście pojawia się również Anguirus – i w tym momencie film trafia w ręce znanego nam mistrza efektów specjalnych, Eijiego Tsuburayi. Potwory toczą ze sobą walkę w akompaniamencie salw setek pocisków wystrzeliwanych z wojskowych pojazdów. Takeo Murata chciał początkowo przedstawić również chaos panujący w mieście z perspektywy szarych obywateli – pożary, szabrowanie sklepów i wszechobecna przemoc, niestety budżet filmu na to nie pozwolił. Ciekawe są również słowa Sato odpowiedzialnego za muzykę: „Nie chciałem żeby muzyka sugerowała walkę na śmierć i życie. Czułem, że potrzebna jest tutaj atmosfera rywalizacji, gry”.
Sama scena walki między Godzillą a Anguirusem może wydawać się nieco przyśpieszona – i tak w istocie było. Nie jest to jednak zamierzony efekt, a wypadek przy pracy. Podobnie jak w poprzedniku, sceny z udziałem potworów były kręcone w 72 klatkach, aby oddać ich wielkość, ludzki błąd jednak sprawił, że jedna z nich nie była ustawiona w ten sposób. Po zauważeniu tego Tsuburaya nie był zadowolony, jednak po zobaczeniu nagrania skomentował całą sprawę słowami: „Ruchy nie są złe, możemy tego użyć”.
Budżet sequelu Godzilli nie pozwalał na powtórki scen przedstawiających niszczenie miasta
Podczas walk można zauważyć pewien pojawiający się schemat – rzadko kiedy mamy okazję widzieć tylne kończyny Anguirusa. Było to spowodowane faktem, że Tezuka chodził w stroju na kolanach, przez co często było widać jego pięty. Potwory kontynuując swoją walkę niszczą kolejne budynki. Pomimo ograniczonego budżetu i znacznie mniejszej ilości miniatur niż w pierwszej części, dalej robiły one bardzo dobre wrażenie, zwłaszcza sam złoty zamek. Był on na tyle duży i ciężki, że obawiano się, że nawet upadek aktorów w kostiumach może nie uszkodzić go na tyle, na ile chciał Tsuburaya. Dlatego do ścian zamku zostały przywiązane żyłki, mające pomóc w zniszczeniu.
Zgodnie z przewidywaniami Eijiego, upadek potworów nie spowodował zawalenia się makiety. Wykrzyknął on „cięcie”, kamery zostały wyłączone, a ekipa odpowiedzialna za ciągnięcie żyłek… nie usłyszała okrzyku, i zdemolowała miniaturę. Musiano go pobieżnie odbudować i scenę nakręcić ponownie. Tym razem obyło się bez używania żyłek.
Zamek w Osace jest jednym z najbardziej charakterystycznych budynków w Japonii
Po wygrzebaniu się z ruin zamczyska, Godzilla gryzie swojego oponenta w kark, po czym przypieka go atomowym oddechem, wygrywając walkę. Miasto również zostaje spalone, a potwór wycofuje się do oceanu. Kilka ujęć później widzimy ruiny zniszczonej Osaki, a film wraca do swoich ponurych korzeni. Nie trwa to jednak długo, gdyż szybko przechodzi do kolejnych scen ukazujących dwóch pilotów w trakcie wesołej rozmowy, w której omawiają swój plan podróży biznesowej do Hokkaido. Jak odnotował David Kalat w swojej książce:
„Godzilla” z 1954 symbolizuje wojnę i atomowe zniszczenie. W „Godzilla Raids Again” następuje znacząca zmiana tej alegorii – film ma ukazać odbudowę i życie w kraju dotkniętym tymi tragediami.
David Kalat, „A Critical History and Filmography of Toho’s Godzilla Series”
Film przenosi nas na wspomnianą wyspę Hokkaido, gdzie poznajemy Tajime, granego przez Yoshio Tsuchiye. Pierwotnie właśnie on miał grać jedną z głównych ról, lecz na wyraźnie życzenie TOHO do tego nie doszło, czego sam Tsuchiya żałował. Był on znanym aktorem, który zyskał na popularności grając w „Siedmiu Samurajach” Kurosawy. Jak sam wspomina często w trakcie prac nad filmem, podczas przerw, przechadzał się do studia w którym kręcono pierwszy film o niszczycielskim potworze. „Ponieważ w czasie kręcenia „Godzilli” brałem udział w „Siedmiu Samurajach”, nie mogłem w nim zagrać. Dlatego nalegałem, żeby studio pozwoliło mi wziąć udział w drugiej części”, mówił.
Na wyspie widzom przedstawiane jest spotkanie biznesowe oraz sceny z życia obecnych tam bohaterów. Spokój zostaje przerwany przez informację o zaobserwowaniu Godzilli zmierzającej w tamtym kierunku. Możemy się dowiedzieć, że podążał ona za jednym ze statków, który pojawił się w pobliżu zniszczonej niedawno Osaki.
Finałowa scena uwięzienia Godzilli w drugiej części filmu po raz kolejny pokazuje kunszt Tsuburayi
Kobayashi podczas lotu nad oceanem dostrzega, że Godzilla znajduje się obecnie na jednej z wysp – fikcyjnej Kamiko. Sceny były grane poza studiem, przez co postać potwora wydaje się niewielka w porównaniu z otaczającymi ją lodowymi górami. Zostaje powiadomione wojsko. Niestety, jakby wyczuwając sytuację, Godzilla zaczyna wycofywać się do Pacyfiku. Aby kupić czas marynarce na dotarcie na miejsce, Kobayashi rozprasza gigantycznego jaszczura, samemu ginąc podczas uderzenia w jedną z gór. Było to niezwykle odważne posunięcie ze strony TOHO, gdyż od czasu przegranej wojny wszelkie sceny ukazujące ataki przypominające kamikaze, a przedstawiane w pozytywnym świetle, były zakazane. Cała sytuacja była obserwowana przez Tsukiokę w drugim samolocie, a po zobaczeniu małej lawiny wywołanej zderzeniem, wpada on na pomysł pogrzebania potwora pod lodem.
Pilot wraca na Hokkaido, gdzie wraz z wojskiem ustalony zostaje plan ataku. Scena powrotu na wyspę jest krytykowana przez wiele osób, jako niepotrzebne przerywanie akcji, pomimo że logicznie jest uzasadniona koniecznością uzupełnienia zapasów paliwa. Nie zmienia to jednak faktu, że spowalnia całość, a emocje związane ze śmiercią Kobayashiego opadają. W finałowej scenie następuje atak bombowy na góry. Po raz kolejny możemy podziwiać pracę Tsuburayi, gdzie pośród wybuchów widzimy Godzillę niszczącą kolejne samoloty. Lód i śnieg nieubłaganie przysypują potwora, a zagrożenie dla świata zostaje powstrzymane. Warto nadmienić, że wszelkie elementy lodowe były prawdziwe, stworzone przez sprzęt wypożyczony z Tokijskiego lodowiska – co kolejny raz pokazuje nam, jak ciężka była praca grającego Godzillę Nakajimy.
Godzilla nie pojawi się w kinach przez kolejne siedem lat, nie oznacza to jednak braku potworów na ekranach w ogóle
Premiera filmu miała miejsce w Japonii 24 kwietnia 1955 roku. Sprzedano niemal osiem i pół miliona biletów – około miliona mniej niż na część pierwszą, co i tak uznano za niemały sukces. Krytycy filmowi tamtych czasów jednak nie podzielali zachwytów studia. Uważano produkcję za zwyczajny „skok na kasę”. Mogło by się wydawać, że TOHO wzięło te słowa do serca, jako że na następny film z serii przyjdzie czekać dłużej, bo aż siedem lat. Nie odpuszczono jednak potworom, i na ekranach kin zagościły takie ikony jak Rodan, Mothra czy mniej znany Varan. Do łask wrócił też Honda, i za reżyserię filmów o wszystkich tych trzech bestiach odpowiadał właśnie on.
Kolejna część serii o Godzilli jest tą, na którą warto było czekać, przez wielu fanów uważaną za jedną z najlepszych, nie tylko z ery Showa, ale w ogóle. Film „Godzilla kontra King Kong” bo o nim mowa, zagościł w japońskich kinach w 1962 roku, i śmiało można powiedzieć, że zapewnił publice tyle samo emocji co wydany niemal 60 lat później amerykański blockbuster. I to właśnie trzecia Godzilla będzie bohaterem nastepnego artykułu z naszej serii.
Najnowsze Komentarze