Czy należy kontynuować rodzinną tradycję, czy jednak każdy ma prawo do wytyczania ścieżek własnego losu? Takie pytanie zadaje nam niezależna i atrakcyjna wizualnie gra, którą dzisiaj Wam przybliżymy. To idealna produkcja na weekend, bo zajmuje ok. 8 godzin.
MarsLit Games to mały zespół deweloperski założony przez dwóch braci z Włoch. W ich portfolio znajdują się obecnie tylko dwie produkcje: wydana w 2018 roku gra action-adventure Unknown Fate oraz przedmiot niniejszej recenzji – Altheia: The Wrath of Aferi, która miała niedawno swoją premierę. Tytuł ten osadzony jest w autorskim świecie fantasy, czerpiącym inspiracje z klasyków gatunku, takich jak The Legend of Zelda.

Altheia również jest przedstawicielem wspomnianego gatunku action-adventure. W grze wcielamy się w Lili – młodą dziewczynę wywodzącą się z rodu Strażników. Nigdy nie miała ona jednak okazji poznać w pełni swojej przeszłości, gdyż jej matka zginęła z rąk starożytnego zła. Teraz, lata później, mroczne siły ponownie nabierają mocy, zamieniając jej życie w chaos. Niechętnie nawiązuje ona współpracę z Sadim, młody mnichem, który na każdym kroku próbuje przekonać bohaterkę do kontynuowania misji i roli, jaką pełniła jej matka.
Podczas podróży przez świat Atarassiy przyjdzie nam zmierzyć się z wieloma przeciwnikami oraz rozwiązać rozmaite zagadki środowiskowe, pozwalające przejść dalej lub odblokować potrzebny do misji przedmiot. Na naszej drodze napotkamy również różne postacie, które zaoferują pomoc – oczywiście nie za darmo, często oczekując czegoś w zamian. Jest to dość liniowy tytuł, z ograniczoną dozą wolności – nie uświadczymy tu otwartego świata.

Bez wątpienia jedną z największych zalet gry jest czarująca oprawa graficzna. Jak piszą sami twórcy, stylizowana jest ona na twórczość klasycznych produkcji studiów Ghibli („Księżniczka Mononoke”, „Mój sąsiad Totoro”) oraz Chizu („Wilcze dzieci”, „Bakemono no ko”). Zarówno styl graficzny, jak i paleta barw są bardzo przyjemne dla oka. Projekty postaci są na tyle unikalne, że pozostają w pamięci jeszcze długo po ukończeniu gry. Animacje wydają się jednak nieco sztywne i „drewniane”, co tworzy pewien negatywny kontrast.
Sama rozgrywka odbywa się w półotwartych lokacjach, po których poruszamy się, wykonując zadania i odkrywając kolejne fragmenty historii. Często napotkamy utrudnienia – zazwyczaj w postaci bytów kontrolowanych przez Pustkę lub zagadek logicznych. Te drugie przypominają klasyczne lochy z serii The Legend of Zelda i nie powinny stanowić większego problemu dla przeciętnego gracza. Młodsi fani mogą jednak potrzebować chwili na ich rozwiązanie.

Walka również nie dorównuje poziomem skomplikowania takim tytułom jak Dark Souls czy Elden Ring – choć skupia się na rytmie ataków i tworzenia serii combo, to nie musimy zostać w tym mistrzem aby ukończyć tytuł. W celu spacyfikowania złych aparycji otrzymujemy trzy główne narzędzia – miecz, łuk oraz magiczne zdolności naszego mniszego towarzysza. Osobiście największe problemy sprawiały mi segmenty wymagające używania łuku, ponieważ celowanie nim przy pomocy kontrolera (zalecanego przez twórców) jest moim zdaniem zbyt czułe, co w ogniu walki i pod presją czasu skutkuje częstym pudłowaniem.
Niestety, podczas rozgrywki natrafiłem na różne problemy techniczne. Najczęściej dotyczyły one segmentów, w których Sadi tymczasowo przejmował kontrolę nad automatami rozsianymi po mapie – wówczas traciłem możliwość sterowania, zarówno kontrolerem, jak i klawiaturą z myszką. Jedynym rozwiązaniem było zamknięcie programu i kontynuowanie od ostatniego zapisu. Optymalizacja również pozostawia trochę do życzenia – w jednym z obszarów, już na początku gry, liczba klatek spadała do jednocyfrowych wartości. Po opuszczeniu tego miejsca wszystko wracało do normy, jednak wciąż nie jest to pożądane zachowanie.

Mam też pewne zastrzeżenia do fabuły, a konkretnie do sposobu jej przedstawiania. Podczas rozgrywki często miałem wrażenie, że zbyt szybko zasypywany jestem informacjami, a jednocześnie nie dowiaduję się wszystkiego. Kluczowe szczegóły traktowane są jak coś, co bohaterka powinna już wiedzieć, ale nikt nam tego nie przekazuje. Dobrym przykładem może być wątek „gildii”, której członek pomaga nam namierzyć pewną postać – dopiero podczas spotkania okazuje się, że chodzi o gildię kowali. To drobny przykład, ale dobrze pokazuje, jak narracja momentami gubi spójność i tempo.
Na plus należy zaliczyć jednak fakt, że deweloperzy aktywnie pracują nad poprawkami. Od premiery wydana została już aktualizacja łatająca dziesiątki błędów, a kolejne są w planach. Twórcy zachęcają graczy do zgłaszania problemów, aby możliwie szybko je eliminować. Warto też pamiętać, że Altheia to dopiero druga gra małego, niezależnego studia – nie powinniśmy więc oczekiwać poziomu produkcji takich gigantów jak Ubisoft, EA czy rodzimego CD Projekt RED. Odpowiada temu również przystępna cena wynosząca jedynie 91,99 złotych.

Dla wielu minusem może być brak polskiej wersji językowej. Pocieszyć może jednak fakt, że gra oferuje bardzo rozsądne wymagania systemowe. Z Altheią doskonale powinny sobie poradzić nawet starsze i tańsze komputery stacjonarne oraz laptopy. Zalecana specyfikacja techniczna przez twórców prezentuje się następująco:
- Procesor: Intel Core i5 (4. generacji)
- Pamięć: 8 GB RAM
- Karta graficzna: NVIDIA GeForce GTX 1060
- Miejsce na dysku: 12 GB
- System operacyjny: Windows 11
Altheia: The Wrath of Aferi to niezależna gra z gatunku action-adventure, która wciąż boryka się z problemami wieku dziecięcego. Przepiękna oprawa wizualna cierpi przez sztywne animacje i nierówną narrację, jednak biorąc pod uwagę niską cenę oraz przystępne wymagania sprzętowe, jest to tytuł, po który warto sięgnąć - zwłaszcza po wydaniu kilku kolejnych łatek. Cała rozgrywka zajmuje około ośmiu godzin.

Najnowsze Komentarze