Jeśli ambitne plany Japończyków się powiodą, staną się oni poważnym konkurentem dla Tajwanu. Ale jeśli zawiodą, to oznacza to miliardowe straty i ryzyko zamknięcia firmy.
Obecnie niekwestionowanym królem na rynku produkcji półprzewodników jest TSMC, a dalej w wyścigu znajdują się Samsung oraz Intel – obie firmy ze sporymi problemami. Co prawda Chińczycy próbują walczyć z całych sił za sprawą SMIC, ale tutaj mowa jeszcze o wielu latach zaległości. Jest jednak szansa, że sytuację odmieni nowy gracz – pochodząca z Japonii firma Rapidus, która obecna jest na rynku zaledwie od 2022 roku.
Porażka Rapidusa może ostatecznie pogrzebać nadzieje Japończyków

Wyspiarze od razu rzucili się na głęboką wodę. Chcą oni zacząć od litografii 2 nm, czyli najbardziej zaawansowanej do tej pory technologii, która nie weszła jeszcze do masowej produkcji u żadnego z innych gigantów. Rapidus nabył już maszyny od holenderskiego ASML, a efekty ich pracy nastrajają pozytywnie. Japończycy pochwalili się pierwszymi egzemplarzami testowymi swoich chipów 18 lipca 2025 roku i są na drodze do rozpoczęcia masowej produkcji. Jednak zadanie to z pewnością nie będzie łatwe.
Najważniejszym ograniczeniem jest czas. Jeśli Rapidus spóźni się z premierą, to nikt nie będzie na nich czekał, a zamówienia powędrują do konkurencji. Kolejną niewiadomą jest uzysk i jakość produkowanych chipów, które rzutują na koszt produkcji i zainteresowanie klientów. Bez chętnych na skorzystanie z japońskich węzłów nawet miliardy dolarów dotacji od rządu na nic się nie zdadzą. A Tokio liczy nie tylko na przypływy do budżetu państwa, ale i prestiż.
Jeśli plan się nie powiedzie, to wyspiarze już na zawsze mogą stracić swoją szansę. Jak twierdzi Hideki Wakabayashi, profesor na Uniwersytecie Kumamoto i członek komitetu ds. strategii przemysłu półprzewodnikowego i cyfrowego w ministerstwie gospodarki, handlu i przemysłu Japonii, jeśli Rapidus zawiedzie to krajowe firmy zajmujące się półprzewodnikami przeniosą się za granicę, aby tam kontynuować swoją pracę.

Najnowsze Komentarze